sobota, 19 stycznia 2013

Dzisiaj z innej beczki - Mój ulubiony dziennikarz



Grzegorz Miecugow : Ż  jak życie  C jak cud



Ostatnie miesiące bardzo go zmieniły. Zawsze słynął ze specyficznego po­czucia humoru, które prezentował w programie "Szkło kontaktowe". Teraz jego humor zrobił sie bardziej melancholijny. Z pewnością miała na to wpływ choroba - walczył z rakiem płuc. Dziś na nowo definiuje wiele spraw. "W pewnym momencie życie mną potrząsnęło i dotarło do mnie, jak tego życia jest niewiele, jak szybko ucieka" - wyznaje. I tworzy swój nowy alfabet.

A jak autorytet

Trochę wstyd się przyznać do autorytetów, dlatego że w naszej rzeczywistości po­wiedzenie, że pan X jest dla mnie autorytetem, od razu skreśla mnie w oczach po­łowy narodu. Autorytetem był dla mnie Jan Nowak-Jeziorański. Myślę, że był to człowiek spełniony. A wśród żyjących, no cóż... chyba nie mam autorytetów.

B jak bezwzględność

Nie jestem bezwzględny. Na dowód opowiem taką oto historię: zakładałem sobie kablówkę. Przyszedł do mnie pan monter, który już na pierwszy rzut oka wyglą­dał jak siedem nieszczęść. Ręce mu się trzęsły, nie bardzo wiedział, co, jak i do czego podłączyć. Po półtorej godziny wyszedł, mówiąc, że nic mu się nie udało. I w takim razie poprosi tylko pieniądze za dojazd, a nie za montaż. Dałem mu 30 zł, po czym zadzwoniłem do tej kablówki sprawdzić, czy oni tam czegoś nie skno­cili. Okazało się, że rzeczywiście, błąd jest po ich stronie. Pojechałem na drugi ko­niec miasta, żeby mu zapłacić 100 zł, bo tak mi się go żal zrobiło. Bezwzględny człowiek pewnie by tego nie zrobił. Czy walczyłem o coś w życiu z bezwzględno­ścią? Nie, chyba nigdy nie było we mnie takiej strasznej determinacji. Życie samo mnie niosło. Byłem w ważnych miejscach w ważnych momentach. Chociaż wolał­bym się urodzić wcześniej o jakieś 18 lat. Takie fajne pokolenie, Wojtka Młynar­skiego, Agnieszki Osieckiej. Ale może nie mam racji, może nie doceniam tego wszystkiego, co w tej chwili mnie otacza, czyli tych ludzi, z którymi na co dzień pracuję. Bo jak się tak zastanowić, to ja, pracując na stałe z Arturem Andrusem, mam poczucie, że pracuję z niezwykłym człowiekiem. Niezwykle zdolnym i nie­zwykle dobrym.

C jak cud

Cud jest wszędzie. Cudem jest to, że żyję. Cudem jest to, że świat istnieje. I to, że - nie wiadomo jeszcze jak - z materii nieożywionej pojawiła się materia żywa. A ja jestem gdzieś na końcu tego procesu. I umiem to docenić. Czy cudem jest to, że wyzdrowiałem? To nie jest żaden cud, to naturalna kolej rzeczy, że w pewnym momencie życie mną potrząsnęło i zrozumiałem, jak tego życia jest niewiele, jak ono szybko upływa. Choroba pozwala uświadomić sobie, jak szkoda tego czasu. Trzeba zadać sobie pytanie: co dalej? Czy masz jakieś marzenia, człowieku? Jak wyobrażasz sobie siebie za 20 lat? Umiałem zadać sobie to pytanie, ale nie umiem na nie odpowiedzieć.

D jak duma

Kiedy myślę "duma narodowa", pojawia się we mnie takie dziwne uczucie. Po pro­stu jestem dumny z tego, że jesteśmy zaradni. Często ta zaradność łączy się z bra­kiem uczciwości. To znaczy zaradny jest właściciel małego lokalu, który oficjalnie płaci kucharzowi 3000 zł, ale pod stołem musi mu zapłacić jeszcze 5000, bo ina­czej kucharz odejdzie. I to jest zaradność, ale to jest też oszukiwanie państwa. Dam prosty przykład: sympatyczny skądinąd kapitan Wrona, który wylądował bez podwozia i zniszczył samolot wart ileś milionów dolarów, nie zauważył, że bezpiecznik jest wyłączony. Ja jestem dumny z tego, że on w trudnej sytuacji po­kazał mistrzostwo i ocalił życie iluś tam ludzi, ale może do tej sytuacji by nie do­szło, gdyby zajrzał do tej skrzynki, w której był przełącznik. W jednym punkcie duma z naszego rodaka miesza się z cieniem, że być może po prostu nawalił. A z czego ja jestem dumny? Z tego, że coś po sobie zostawię. Parę rzeczy wymier­nych i trochę niewymiernych. Wymierne to rzeczy, które zrobiłem, na przykład wywiady z mądrymi ludźmi, kiedy starałem się zadawać pytania, które mnie nur­tują, i mam nadzieję, że nurtują też innych ludzi. Albo przynajmniej zaczną ich nurtować. To, że parę osób będzie mi wdzięcznych za pomoc w życiu zawodo­wym, za pokazanie im pewnego kierunku, za tworzenie pewnych karier. Jestem dumny z syna, który jest dobrym człowiekiem, do którego lgną dzieci, ale który też ma swoje kłopoty zdrowotne, bo jest nieuleczalnie chory na cukrzycę.

E jak emerytura

Nie czekam na emeryturę. Chociaż przy obecnym stanie mediów niewykluczone, że zostanę do niej zmuszony. I to już całkiem niedługo, bo w wiek emerytalny wejdę za osiem lat. Do tej pory myślałem, że jestem elastyczny i że potrafię mówić o mediach. Teraz zaczynam mieć wątpliwości, bo nie funkcjonując w por­talach społecznościowych, Facebooku, Twitterze, chyba sam odsuwam się na mar­gines. Będzie mi coraz trudniej mówić o mediach, nie uczestnicząc w tej ich czę­ści. Byłem na Facebooku tylko przez dwie godziny. Wykonałem ten ruch i zszoko­wało mnie, gdy natychmiast odezwał się do mnie znajomy. W trakcie logowania się dostałem informację, że fajnie, że jestem. Byłem tak przerażony tym, że on wie, że ja jestem, że szybko się wylogowałem.

F jak figle

Mam wrażenie, że to słowo, które już nie istnieje. Figiel jest wtedy, kiedy na końcu nie ma płaczu. Czasami płatam figle. Miałem kiedyś takiego podwładnego, bardzo zdolnego młodego chłopaka, który był niezwykle ambitny. Świat stał przed nim otworem. Zrobiłem mu piętrowego figla. Polegał na tym, że dowiedziałem się, jak nazywa się szefowa zespołu produkującego filmy, i poprosiłem koleżankę z innej stacji, żeby zadzwoniła do Maćka, przedstawiła się jako ta pani i zapropo­nowała mu wzięcie udziału w filmie w roli młodego dziennikarza telewizyjnego. I że kłopot polega tylko na tym, że trzeba poświęcić dwa tygodnie na zdjęcia w Nowym Jorku. Udało się go wkręcić. Niestety na krótko, bo Sianecki się wygadał. Myślę, że "Szkło kontaktowe" jest takim moim figlowaniem. Szczególnie jeśli w trakcie rozmowy z jednym czy drugim kolegą pojawi się nagle jakaś zabawa sło­wem, która wraca przez cały program i wygląda na coś zaplanowanego. Takie figle lubię.

G jak głupota

Głupota nas otacza. I, niestety, nie chcę powiedzieć, że jest dominująca, ale jest jej więcej niż za moich dziecięcych lat. My w ogóle jesteśmy gatunkiem dosyć roz­rywkowym. Dzisiaj tęsknimy za czasami, kiedy ludzie częściej się spotykali i dużo rozmawiali. Ale nie chodzi o to, że byliśmy wtedy jacyś lepsi, tylko nie było pokus. Nie było sieci, nie było 400 programów telewizyjnych. Dzisiaj zewsząd na­mawia się nas, aby czatować, nawiązywać znajomości internetowe, łapać przy­padkowe okazje szybkich związków. A z tego pośpiechu mniej ze sobą rozmawia­my, wszystko stało się takie powierzchowne. Mamy obsesję zabawy. To powoduje też powiększenie głupoty. Ludzie, którzy żyją od rozrywki do rozrywki, nie zasta­nawiają się nad tym, czy czegoś uczy nas historia. Nie pytają: "Kim jesteśmy? Co właściwie tu robimy? Po co tu jesteśmy? Po co to wszystko?".

K jak kurczę blade

"Kurczę blade" jest rodzajem przekleństwa. Ja nie przeklinam. Nie używam brzyd­kich słów, nie potrzebuję ich. Czasem w duchu przeklnę, ale przeważnie siebie. Za jakąś swoją głupotę. Na przykład ostatnio robiłem pranie i uświadomiłem sobie, że w kieszeni koszuli, którą piorę, zostawiłem telefon. I wtedy w duchu przeklą­łem się za swoją głupotę i totalne gapiostwo. W dodatku pralka jest tak skonstru­owana, że nie można jej szybko otworzyć, bo trzeba czekać 3 minuty po wyłącze­niu. Czekam, czekam, i wtedy się zorientowałem, że jednak telefon jest w łado­warce.

L jak las

W młodości dużo przebywałem w lasach. Na obozach harcerskich zaliczałem "trzy pióra" - sprawność, którą wymyślono jeszcze przed wojną i która jest bardzo trudna. Przez jeden dzień nic się nie je - i to jest najłatwiejsze. Jeden dzień nic się nie mówi - tu trudność polega na tym, że łatwo jest się zapomnieć. Na koniec całą dobę trzeba spędzić w lesie, mając trzy zapałki, piętkę chleba, trochę soli i jajko. Tę sprawność zdobywa się w gęstszym lesie. Dlatego chyba lubię las. Najbar­dziej lubię lasy porastające Turbacz. To taka moja góra, na której spędziłem bar­dzo dużo czasu.

M jak mama

Mama miała ciężkie życie. Jej najlepszy nastoletni wiek przypadł na czasy naj­straszniejsze, bo miała 12 lat, jak wybuchła wojna. Z kolei w czasach pokojowych gnębił ją ciągły niedostatek, ciągły brak wszystkiego. Udało jej się wychować dwój­kę dzieci, chociaż dosyć szybko mój tata ją zostawił. W czasach kiedy zaczęło dziać się trochę lepiej, mama już nie miała siły, żeby z tego korzystać. Myślę o niej z dużym ciepłem. To wspaniała kobieta. Staram się jej pomóc, jak mogę. Sta­ram się też nie martwić mamy sobą, ale to jest trudne...

S jak sekret

Mam pełno sekretów. Nie jestem praktykującym katolikiem, więc się nie spowia­dam. Są rzeczy, o których nigdy nikomu nie powiem. One zostaną moją tajemni­cą. Myślę, że każdy tak ma. Przeczytałem niedawno książkę, która prorokuje w etapach, co się zdarzy na świecie w ciągu najbliższych 30, 50, 70 i więcej lat. Naj­bardziej przerażająca wizja, która tam się pojawiła, to taka, że pod koniec najbliż­szego stulecia ludzie będą mogli czytać nawzajem własne myśli. Nie wyobrażam sobie tego. To będzie koniec tajemnicy.

T jak tonąć

Myślę, że całe życie toniemy. Każdy dzień jest przybliżaniem do nicości, więc jest to rodzaj tonięcia. Ważniejsze jest, czy wykonujemy wtedy chaotyczne ruchy, czy raczej gesty przemyślane albo chociażby eleganckie. Fizycznie raz tonąłem. Stało się to dlatego, że wcześniej za długo pływałem w płetwach. I jak wpadłem do wody, to ogarnęło mnie przerażenie, że chociaż macham nogami, nic mi z tego nie wychodzi. Wtedy się zorientowałem, że tonę nie dlatego, że coś mnie ściąga na dół, tylko dlatego, że wpadam w panikę.

U jak uniwersalny

"Uniwersalny" od słowa universum, czyli wszechświat. Uniwersalna jest entropia, dążenie do stagnacji. Wyrównywanie poziomów. Zawsze mnie zastanawiało, jak to jest, kiedy człowiek wie, że umrze. Człowiek jest tak skonstruowany, że chce żyć, ale w pewnym momencie już mu się nie chce. Przychodzi to z wiekiem. I dzięki temu jest lżej. Uniwersalny jest też strach. Strach w ogóle jest najpowszech­niejszym stanem. Towarzyszy każdemu człowiekowi, od zawsze.

W jak wiara

Jeżeli rozmawiamy na poziomie górnolotnym, to wierzę, że to wszystko ma jakiś sens. My tego sensu nie znamy i go poszukujemy. Ja szukam sensu powstania tego wszystkiego, co nas otacza, i celu, w jakim to wszystko zmierza. Zastana­wiam się, gdzie to się zakończy. Bo wszystko ma swój początek i koniec. A jeżeli mówimy o mojej wierze na poziomie podstawowym, to we mnie jest mnóstwo wiary. Na przykład wierzę w ludzi. Uważam, że jeśli ludzie popełniają jakieś błędy, to często przez zaniechanie lub nieprzemyślenie, a nie dlatego, że są źli z natury. Nawet ci, którzy byli poddani najcięższej próbie podczas II wojny świato­wej i dopuszczali się ciężkich zbrodni, też działali w imię jakiegoś dobra. Fikcyjne­go, ale wierzyli w to, że na końcu jest jakaś jasność. Generalnie wierzę w to, że lu­dzie są dobrzy.

Z jak zabawa

Nie umiem bawić się w taki tradycyjny sposób. Nie chodzę na spotkania, nie ko­rzystam z zaproszeń na wielkie imprezy. Pytanie: co to w ogóle jest zabawa? Czło­wiek powinien umieć bawić się tym, co robi. Więc w tym sensie ja się bawię nie­ustannie. Niczego nie robię z mozołem, staram się robić wszystko w sposób jak najlżejszy, zabawowy właśnie. Rodzajem zabawy jest dla mnie gra w scrabble. Jak już mówiłem wcześniej, jesteśmy gatunkiem bardzo zabawowym, tyle że życie czasami nie pozwala nam się bawić...

Ż jak życie

Życie jest piękne. Potrafi też być niezwykle smaczne. Tylko od nas zależy, czy umiemy ten smak uchwycić. Łatwo to zrobić, kiedy jest się z najbliższą osobą nad brzegiem morza i zachodzi słońce. Wtedy mówimy: "Patrz, jak pięknie". Ale tak naprawdę można się zachwycić nawet trawką z trawnika. Jak się człowiek odpo­wiednio nad tą trawką zastanowi.
Autor: Anna Kaplińska-Struss
Źródło: Gala

2 komentarze: