Rzecz zdarzyła się się kilka lat temu, kiedy jeszcze mogłem — wróć! — Bysiorek mógł, a w dodatku zamanifestował swą potencję w sposób tak samczy i wonny, że zrezygnowawszy z wygodnej zasady maniana, doczekałem niecierpliwie poniedziałku i pognałem do lecznicy.
Ona naprawdę była ładna i sympatyczna, i naprawdę popatrywałem na nią z przyjemnością… aż do pewnego momentu. Trudny, o trudny jest zawód weterynarza, nigdy nie wiadomo, czym podpadnie się klientowi.
Będąc młodą lekarką z dala od rubieży , bo w cyntralnem mieście Śląska, Dolnem zwanego, wszedł raz do mej przychodni pacjęt o wyglądzie winowatem. Pacjęt czymał kota młodego, szarego po wierzchu.
— Dziędobry, co jemu dolega?
— Dziędobry pani doktór, jemu nic nie dolega, dlatego chciałem jemu wytnąć to i owo.
— Ach, to nie ma problemu, proszę jego położyć na stół pośrodku, a pieniądze na tem drugiem, pod oknem.
Pacjęt wyciągł jedno i drugie i położył, a przy tem wpatrywał się we mię wzrokiem ukradkowem i bardzo zachwyconem, z czem mię było miło.
Zważyłam kota na oko w ręcach, po czym wyciągłam szczykawkę i zaszczykłam jemu Jasia.
— Zaraz zacznie działać, a tymczasem niech się pan rozpłaszczy i dołoży do tego pod oknem — rzuciłam.
Pacjęt rozpłaszczył się i dołożył, a przy tem nadal rzucał się na mię zauroczonemi spojrzeniami, co mię sprawiało przyjemność.
Odczekaliśmy trochę, po czem kot sflaczał i obwisł.
— No, już można, zaraz jemu wytnę…
— Ale czy aby na pewno on wcale nic zupełnie nie czuje? — zatroszczył się pacjęt, wpatrując się we mię wzrokiem maślanem.
— Nic a nic, niech pan paczy — to mówiąc wzięłam i fachową ręcą uszczypłam kota we worek.
Pacjęt skurczył się w twarzy i jakoś zmalał, i od tej chwili stał się zupełnie oficjalny i małomówny.
Zabrałam kota na zaplecze, wytłam, zaszyłam i oddałam pacjętowi, któren kota wziął, zapakował i wyszedł w stanie lękowym nie pytając nawet, o której kończę pracę, przez co pozostawił mię pełną zadumy i bez nadziei na relaks na łonie, ale przynajmniej z satysfakcją finansową.
Trudny, oj trudny jest zawód lękarza i dostarczający mię wiele zagadek…
HARY
Współpraca niezamierzona: Ewa Szumańska
Współpraca niezamierzona: Ewa Szumańska
Uuuuuuuuuśmiałam się zdrowo :))
OdpowiedzUsuńTo fajnie - po to to wyszukałam żeby Was rozweselić :)
UsuńPiękne trójkowe czasy .... :-)
OdpowiedzUsuńWłaśnie :) 60 minut na godzinę to było TO
Usuńhehehehe dobre :))))
OdpowiedzUsuńSuper - też się uśmiałam :)
UsuńOj tak, to były jedne z moich ulubionych felietonów!
OdpowiedzUsuńMoje też :)
Usuń