sobota, 18 lutego 2012

Zimna suka, czyli jak zamknąć usta kobietom

Wypowiedzi Marii Czubaszek dla telewizji TVN, a następnie radia TOK FM wywołały prawdziwą burzę, szczególnie w Internecie. Na forach internetowych znalazło się co prawda wiele osób, które wyraziły podziw i szacunek dla szczerości Czubaszek, dla jej odwagi w podejmowaniu życiowych decyzji, większość jednak wylała na nią po prostu wiadro pomyj. Dziś mogłoby się wydawać, że „sprawa Czubaszek” rozmyła się wśród kolejnych newsów, a większość osób, które ją potępiały, zajęła się publicznym linczem Katarzyny W. z Sosnowca. Okazuje się jednak, że nie.
Oto w Gazecie Wyborczej (14.02.2012), w ramach cyklu "Energia kobiet" (sic!) zabrała głos dziennikarka TVN Katarzyna Kolenda-Zaleska, której „ta sprawa wciąż nie daje spokoju”, i którą wypowiedź Czubaszek „uwiera”. A dlaczego uwiera? Ano dlatego, że autorka satyryczna opowiada publicznie o kwestiach intymnych, przekraczając w ten sposób granicę dobrego smaku. „Czy nie ma już żadnej tajemnicy, którą chciałoby się zachować dla siebie? Wszystko jest na sprzedaż?” – pyta dramatycznie autorka felietonu, ubolewając nad światem, który nie uszanuje żadnych świętości. Ja też skądinąd ubolewam na tym światem i rolą jaką pełnią media, ale zdaje się, że z zupełnie innych przyczyn. Kolenda-Zaleska wyjaśnia źródło swego oburzenia następująco: „Maria Czubaszek nie tylko ujawniła fragment swojego intymnego życiorysu, ale też jak nikt nigdy dotychczas zbanalizowała aborcję, wpisując ją nie w krąg dylematów moralnych, ale tabloidowych wyznań.” Jednym słowem, zdaniem dziennikarki, potraktowała przerwanie ciąży „trochę jak wyrwanie zęba”.
Okazuje się więc, że problemem jest nie tyle mówienie o kwestiach związanych z ciałem i seksualnością, ale fakt, że Czubaszek nie posypuje głowy popiołem i nie przejawia żadnych oznak moralnego cierpienia z powodu aborcji. Stwierdza po prostu fakt, a co gorsza jest z tego faktu zadowolona. Zamiast płakać rzewnymi łzami i przeżywać traumę mówi bezczelnie: „nie mieć dzieci? To cudowne!”.
Dziennikarkę taka „nonszalancja” przeraża, jako że w istnienie syndromu aborcyjnego święcie wierzy. Przecież opowiadał jej o tym ksiądz Boniecki! A poza tym, jest przekonana, że wszyscy „nawet ci, którzy są zwolennikami liberalizacji prawa aborcyjnego w Polsce, podkreślają, że aborcja to ostateczność, zło, które odbije się na psychice kobiety.” Otóż nie, droga pani, nie wszyscy.
Aborcja nie jest „złem”, tak jak nie jest „wyrwaniem zęba”, którego to porównania Czubaszek zresztą w wywiadzie nie używa. To po prostu przerwanie ciąży i koniec. Dla kobiet, które chciały urodzić dziecko, ale zostały w trudnej sytuacji zupełnie same, może to być źródło cierpienia. Podobnie jak dla głęboko wierzących katoliczek, które stawiają się w ten sposób poza wspólnotą kościoła, do której wciąż chciałyby należeć. Ale jest też wiele kobiet które nie cierpią traumy z tego powodu i nie mają dylematów moralnych. A to dlatego, że  istnieje zasadnicza różnica między dzieckiem a zarodkiem, i nie ma racjonalnych podstaw do tego, by zapłodnioną komórkę jajową uznawać za człowieka. Tyle, że w Polsce nie usłyszymy tych głosów, bo zbyt wiele jest osób chętnych do publicznych połajanek, czy internetowych linczów.   
To, co naprawdę przeraża, to wydźwięk omawianego felietonu, który streścić można następująco: jeśli już miałaś aborcję to nie waż się mówić o tym publicznie, jeśli już mówisz to nie waż się okazywać ulgi czy zadowolenia, a tak w ogóle to najlepiej się z tego wyspowiadaj. Z wypowiedzi Marii Czubaszek wynika wyraźnie, że nie wszystkie kobiety cierpią z powodu aborcji, jednak dziennikarka woli wierzyć księdzu. Czy rzeczywiście opinie katolickiego księdza powinny być głównym źródłem wiedzy na ten temat? Czy to nie przypadkiem Kościół wtłacza kobietom poczucie winy i wzmacnia w nich traumę?
Wypowiedź Kolendy-Zaleskiej jest owocem i jednocześnie wyrazem hipokryzji, która pozwala na istnienie obecnego prawa i skazuje tysiące kobiet na poniżenie i strach. Odmawia się im nie tylko prawa do decyzji, ale też możliwości wyrażenia swoich uczuć i opowiedzenia o swoich doświadczeniach. W jaki sposób mamy dowiedzieć się o tym, jak kobiety rzeczywiście przeżywają aborcję, skoro zamyka im się usta? Jak mamy dyskutować o kwestii przerywania ciąży, skoro nie ma w przestrzeni publicznej miejsca na głos osób, których to w największym stopniu dotyczy? W efekcie, na temat aborcji mogą wypowiadać się księża, politycy, dziennikarze (rodzaj męski nie jest tu przypadkowy), ale nie same kobiety, a już na pewno nie te niemoralne jednostki, które usunęły ciążę.
Podziwiam Czubaszek. Nie dlatego, że zrobiła aborcję. Podziwiam ją za to, że opowiedziała o doświadczeniach, które są udziałem tysięcy Polek, ale o których mówić odwagi nie ma prawie nikt.
Natomiast p. Kolendzie-Zaleskiej wypadałoby chyba polecić zmianę miejsca pracy - przecież to właśnie TVN, w którym pracuje, zrobił z wypowiedzi Marii Czubaszek prawdziwy tabloidowy show

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz