czwartek, 26 marca 2015

Ukraińska Armia Kotów

Każda baza wojskowa na Ukrainie ma własnego kota. Wszystkie kochane przez żołnierzy i hołubione. Strzegą, ostrzegają, chronią i łagodzą zszargane ludzkie nerwy. W zamian oczekują niewiele - prawa do życia, pełnej miski i odrobiny głasków. Co ciekawe - po stronie separatystów nie ma ani jednego mruczka.



Zaraz po tym, jak ukraińska armia przejmie kontrolę nad danym miejscem - słupy ogłoszeniowe zapełniają się ogłoszeniami typu "oddam kota w dobre ręce". Mieszkańcy wiedzą, że żołnierze dadzą przysłowiowy wikt i opiekę każdemu mruczkowi. Koty są cichsze niż psy, doskonale sprawdzają się w roli milczących towarzyszy broni, wyłapują gryzonie i chronią wojskowe zapasy, a na dodatek - potrafią ostrzegać przez niebezpieczeństwem równie skutecznie co psy. W końcu widzą i słyszą więcej. Psy wymagają wyszkolenia, by zachowywały się cicho i nie szczekały. Koty treningu nie potrzebują.



Gdy wojsko się przemieszcza, nie zapomina o kotach. Wiele z nich znajduje dobre domy - adoptowane przez wolontariuszy i obserwatorów organizacji międzynarodowych, wypatrzone w mediach społecznościowych.





Ludzie chętnie podrzucają koty wojsku. Bo w mieście nie ma co jeść ludziom, a co dopiero zwierzętom. Bo wielu uciekając, zabiera co zmieści się z rękach, najpierw ratuje się dzieci, dla kotów bywa że brakuje już miejsca... No i jak zmusić kota, by siedział grzecznie wraz z opiekunami w piwnicy, woli się szwędać, szukając pożywienia i ciepła na powierzchni ziemi. Lepiej już, by zwierzę trafiło do bazy wojskowej niż na przysłowiową ulicę, lub co gorsza - w ręce separatystów.
Ci ostatni też cenią sobie koty. Oraz psy. Używają ich jako żywych kamikadze do przenoszenia ładunków wybuchowych w okolice wroga lub jako wykrywaczy bomb. Jednorazowych. Życia kociego czy psiego nie cenią bardziej od ukraińskiego.
Jak wygląda „czyszczenie” ziemi z pułapek, min i zasieków przez separatystów? Biorą kota, polewają mu ogon benzyną, podpalają i wypuszczają na pole. Gdy przerażone zwierzę natrafi na druty, ginie lub zostaje poważnie okaleczone. Tym sposobem terroryści wyczyścili okolicę ze wszystkich kotów.



- Mógłby ktoś powiedzieć, że te doniesienia są krzywdzące i dehumanizujące stronę separatystów. - pisze Nataliya Zubar na stronie portalu world.maidanua.org - Separatyści swoimi działaniami sami siebie dehumanizują.

- Mamy mnóstwo kotów. Dwa dzikie, choć ogromne, ważą po 8 kilo każdy. Są też 4-8-miesięczne kociaki. A gdzie byśmy nie stanęli, zaraz do nas przybiegają. Jeden kot, szaro-biały, uratował nas. 10 sekund przed eksplozją czmychnął pod łóżko. Nazywamy go teraz Barometrem - mówi Iwan Krawczenko z Charkowa.

Koty na tyle oswoiły się z klimatem wojny, że same wchodzą do transporterów opancerzonych i razem z żołnierzami patrolują okolicę. Wozy opancerzone nazywa się już "kotami" i "kiciusiami".
Koty potrafią ocieplić i uczłowieczyć nawet działania wojenne.

3 komentarze:

  1. Z tego, co mi wiadomo, Rosjanie tez sa bardzo kotolubni. Czy nie jest krzywdzace zarzucac im podobne zachowania? Nie mozna generalizowac, bo w kazdej nacji znajdzie sie paru zwyrodnialcow.

    OdpowiedzUsuń
  2. Należy szanować każde życie, czy to kot, pies, człowiek czy małpa. Żadne nie jest gorsze od drugiego. Ten kto robi krzywdę innemu może się spodziewać jednego, zło zawsze powraca.

    OdpowiedzUsuń