piątek, 10 lutego 2012

Właściciele psów na cenzurowanym

09 lut
Tak się zastawiałam i doszłam do wniosku, że jako posiadaczka psa jestem na cenzurowanym,  a w niektórych okolicznościach mogę poczuć się dyskryminowana.
Zacznę od czegoś tak banalnego jak spacer z psem. Wychodzę ze swojej klatki i wchodzę na podwórze budynku, w którym mieszkam. Sorbet mimo tego, że jest już całkiem sporych rozmiarów, to jest jeszcze szczenięciem, a co za tym idzie nie podnosi nogi przy sikaniu. Jak to mówią sika po damsku, albo telemarkiem. A tymczasem sąsiadka, która wyszła za mną z klatki, mówi, że ma nie sikać na drzewko. Grzecznie odpowiadam zatem, że tego nie robi. W odpowiedzi słyszę „Widziałam i też miałam psa”. Z takim argumentem, nie będę dyskutować, a na głos mówię tylko „Chodź sorbet, pójdziemy poszukać jakiegoś cyrku, bo jako jedyny pies na świecie sikasz nosem”. Kobieta nic nie odpowiedziała i poszła. Nie chciało mi się kobiecie tłumaczyć, że żeby nasikać na to drzewko  musiałby na nim siedzieć. Ale no cóż z niektórymi nie warto dyskutować.
Tak więc wychodzimy sobie poza teren budynku gdzie Sorbecik w ustronnym miejscu może załatwić wszystkie swoje potrzeby. Uzbrojona w zestaw woreczków próbuję po nim posprzątać. W przypadku Sorbeta nie jest to takie łatwe, bo kiedy skończy robić swoje oddala się z miejsca żwawym krokiem z miną niewiniątka. Kiedy uda mi się już zebrać psią kupę, idziemy dalej, a ja rozglądam się za śmietnikiem. Podobno miarą kultury człowieka jest też to, jak duża odległość pokonuje niosąc śmieć w dłoni. Jeżeli tak jest rzeczywiście to mi należy się nagroda za cierpliwość. Kiedy wreszcie docieram do pierwszego lepszego kosza, upycham w nim woreczek i sprawa załatwiona. Zdarza mi się, że kiedy wychodzę z Sorbetem to zrobi kupę na trawniku przed jakimś budynkiem. Wtedy mam wrażenie, że w moją stronę kierują swój wzrok wszyscy przechodzący w okolicy ludzie. Posprząta czy nie? Z mojej perspektywy wygląda to wówczas dość komicznie. Pochylam się po kupę Sorbeta a tymczasem na tym samym trawniku leżą już inne kupy pozostawione przez innych przedstawicieli psiej nacji. Ale trudno, niestety nie zmieni się mentalności właścicieli psów z dnia na dzień. Szkoda tylko, że na cenzurowanym są wszyscy właściciele czworonogów.
W słoneczny dzień, nawet najmroźniejszy, chętnie wybrałabym się z Sorbetem do parku. Niestety nie mogę. Parki jak wiadomo dla psów są niedostępne. W większości parków w mieście nie można nawet usiąść na trawie, więc czego ja tutaj oczekuję. Przejście się parkową alejką jest dostępne dla osób które piją – wystarczy owinąć butelkę papierem albo palą – od świeżego powietrza boli głowa, a przecież dym nikomu nie przeszkadza. Nie ważne, że przeszkadza to innym. Jednak wejście z psem jest zabronione. Dlaczego? Tego nie rozumiem. Przecież pies niczego nie zniszczy, a prowadzony na smyczy jest pod stałą kontrolą właściciela. Może gdyby panowie „ochroniarze” z parku nie przesiadywali całymi dniami na parkowej ławeczce, albo z uporem maniaka nie wyganiali siedzących na trawie  osób, mogliby skupić się na dbaniu o to aby każdy kto wejdzie do parku z psem, po nim posprzątał. Niestety jak na razie to jest zbyt skomplikowane.
Innym objawem dyskryminacji osób z psami jest podróżowanie z naszym czworonogiem. Kiedy Sorbet miał 4 miesiące, od pana w autobusie usłyszałam, że powinnam krótko go trzymać, bo jeszcze mi się wyrwie i wszystkich pogryzie. Faktycznie, każdy pies to krwiożercza bestia, która pragnie ludzkiej krwi. Ale to już temat na inny wpis.
Podobnie wygląda kwestia podróżowania z psem pociągiem. Zaczyna się już przy kasie, od zakupu biletu dla psa, który ze swojej strony nazywam „psim biletem”. Bo co taki bilet gwarantuje? Miejsce na podłodze tuż pod nogami właściciela. Nawet wykupując dodatkowe miejsce w przedziale, i tak muszę kupić bilet dla Sorbeta. Jeżeli ma się szczęście to w przedziale trafi się na osoby, którym obecność psa nie będzie przeszkadzała, jednak nie zawsze tak jest, a wtedy nie ma nawet szansy na ściągnięcie psu kagańca, bo „jeszcze się rzuci”. Dziwne jest tylko to, że taka opinia dotyczy dużych psów, które budzą respekt już samym swoim wyglądem, a z doświadczenia wiem, że to właśnie te małe psy atakują jako pierwsze i często bez ostrzeżenia. Ich psychika zbudowana jest tak, że jako mniejsze, muszą zaatakować szybciej bo większość rzeczy dookoła nich im zagraża. Nie raz obserwowałam na spacerze, jak niezaczepiony york czy inny maltańczyk zaczyna ujadać bez powodu. Duże psy zwykle je tylko ignorują, patrząc z politowaniem na krzykacza.
Z psem nie można też wejść do większości kawiarni czy restauracji, o sklepach nawet nie wspominam, bo informujące o zakazie wejścia nalepki, przyklejone są na drzwiach wejściowych. Wiosną czy latem, można usiąść w ogródku przy lokalu,  a czasami nawet dostać dla pupila miskę z wodą, ale to cały czas są tylko wyjątki. Czekam zatem na rozpoczęcie sezonu „ogródkowego” aby podczas spaceru z Sorbetem móc także coś zjeść, a nie tylko wziąć kawę na wynos w zaprzyjaźnionej kawiarni, do której mogę wejść na chwilę razem z nim.
Całe szczęście, że ze względu na swoją rasę, wzbudza we wszystkich pozytywne emocje już samym swoim wyglądem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz