wtorek, 27 listopada 2012

To nie mój kot, czy warto pomagać ?

Paweł ma dom, a koło domu kota. Kot żyje własnym życiem, czyli przychodzi, gdy zgłodnieje, pozwala się pogłaskać, spędza kilka chwil z rodziną, a potem odchodzi w sobie znanym tylko kierunku.
 
 
Pomóc kotu   
 
 
I właściwie wcale nie wiadomo czy jest Pawła, bo po prostu nagle się pojawiał.

Pewnego razu kota długo nie było, a po kilku dniach przyszedł porządnie poturbowany. Nie wiadomo co się mu stało. Być może potrąciło go auto i przeciągnęło trochę po ziemi. Albo zaatakował go pies lub inne zwierzę, wyszarpując zawzięcie kawałki skóry z karku. A może ktoś wybitnie okrutny chciał się zemścić na kocie, z sobie tylko znanego (a na pewno absurdalnego) powodu? Tak czy inaczej kot ledwo dowłóczył się do wycieraczki i padł na bok, sprawiając wrażenie żegnającego się z tym światem.
Nie zastanawiając się długo Paweł wyłożył tylne siedzenie w aucie miękkim kocem, umieścił tam kota i pojechał do dobrej kliniki weterynaryjnej. Były zastrzyki, dezynfekcja, szycie. Potem kolejka do zdjęć RTG, przez którą Paweł spóźnił się do pracy. W następnych dniach kolejne wizyty i zmiany opatrunku. Kot powoli zbierał się do życia, radośnie zataczając się po dywanie na miękkich nogach. Rachunek za leczenie wynosił już kilka stówek, dodatkowo doliczyć należy obsikane przez zestresowanego kota tylne siedzenie.

– Po co Ci to? – pytali znajomi. – Przecież to nie jest twój kot. Nie mogłeś go zostawić samemu sobie? Otóż nie, Paweł nie mógł. Przecież zwierzę cierpiało i wymagało natychmiastowej pomocy.
W sytuacji gdy widzimy rannego kota, może pojawić się dylemat: pomóc mu czy udać, że się nie widzi? Liczyć na dobre serca innych ludzi? A może sam da sobie radę? Tak, każdy powie, że pomóc trzeba. Ale gdy nigdy nie było się w takiej sytuacji, nie wiadomo jak się zareaguje. A czy pomaganie dzikiemu zwierzęciu nie jest wchodzeniem w drogę naturze? Przecież dzikie zwierzęta polują na słabsze, nieprzystosowane do życia egzemplarze giną, zgodnie z prawami przyrody, że przeżyje najsilniejszy. Gdzie w tym wszystkim rola człowieka?

Na takie dylematy natury moralnej każdy musi odpowiedzieć zgodnie z własnym sumieniem. Warto zwrócić jednak uwagę na to, że często to my – ludzie – przyczyniamy się do tragedii tych zwierząt. Gdyby nie było samochodów, koty nie ginęły by tak często pod ich kołami. Inaczej wyglądałaby kwestia tzw. doboru naturalnego. Czy nie jesteśmy im więc winni pomocy, jeżeli z powodu naszej cywilizacji wpadają w tarapaty?

Podsumowując: zawsze warto pomóc rannemu kotu i zabrać go do weterynarza. Być może w ten sposób uratujemy mu życie? A może zyskamy potem kociego przyjaciela?

Płatności. Za pomoc choremu zwierzęciu będziemy musieli zapłacić z własnej kieszeni. Chyba, że trafimy na weterynarza o miękkim sercu, którego ujmie los kota i będzie chciał mu pomóc „po kosztach”.

Czy uratowany kot musi zostać u nas na zawsze? Niekoniecznie. Pomóc kotu zawsze warto, bo być może uratujemy go przed śmiercią lub kalectwem. A jeżeli nie ma dla niego miejsca w naszym domu, zawsze można zgłosić się do fundacji szukających kotom nowych właścicieli.

(artykuł i zdjęcie ze "Świata Kotów")

13 komentarzy:

  1. Jeśli to prawdziwa historia, to podziwiam Pawła. :) Też uważam, że zawsze należy pomagać kotom i innym zwierzentom...
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja bym zrobiła jak Paweł ... ale niektórzy człowiekowi leżącemu nie podadzą ręki ... :/ kiedyś na targu przewrócił się facet wszyscy zaczęli go obchodzić łukiem... nie mogłam uwierzyć w to co widzę ... jak zaczęłam krzyczeć to dopiero zatrzymało się kilka osób ... przeżyłam szok że takie mamy społeczeństwo ...
    :*

    OdpowiedzUsuń
  3. :)... Warto wziąć pod uwagę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ktoś tym biednym kotom musi pomagać , a może los wyrówna wszystkie straty dla Pawła :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kilka lat temu na moim osiedłu prawdopodobnie auto potrąciło kota. takiego dzikuska. Nikt z przechodniów nie reagował, że zwierzę się męczy i ciągnie za sobą łapy. NIKT. Przechodzili obok cierpiącego zwierzęcia. Moi rodzice zapakowali kota w pudło od telewizora (dzikusek, bojący się ludzi, drapał i próbował się ewakuować) zawieźli go do weterynarza. Lekarz przyjął ich bez kolejki. Po pierwsze jeździmy do tego lekarza od kilkunastu lat, więc nas zna, po drugie przez telefon została mu przedstawiona sprawa, więc uznał to za przypadek nie cierpiący zwłoki. Okazało się, że kot miał przetrącony kręgosłup w dwóch miejscach. Lekarz go uśpił. Tata chciał zapłacić, lekarz nawet nie chciał o tym słyszeć. Niestety nie udało się kota uratować, ale kto wie, ile jeszcze by umierał na chodniku? Przynajmniej w sposób humanitarny skróciło się jego cierpienie. Nie można przechodzić obojętnie koło żadnego cierpienia!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja mam to szczęście, że mam weta który takie przypadki leczy po kosztach lub nawet poniżej. Inaczej bankructwo byłoby pewne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Warszawie jest poradnia gdzie są przyjmowane zwieręta za darmo.Poradnia utrzymuje się z Fundacji i dobrych ludzi którzy pomagają im finansowo :)

      Usuń
  7. Oczywiście, że warto pomagać takim zwierzakom :)

    Zapraszam do dyskusji na temat usprawnień w poszukiwaniach zaginionych dzieci http://szukamy-was.blogspot.com/2012/12/system-poszukiwan-dzieci-child-alert.html i do przejrzenia zdjęć zaginionych osób, może akurat kogoś kojarzysz?

    OdpowiedzUsuń