Jak suczka Lola słucha, mówi, broni, tańczy, tęskni i owija swego pana wokół pazura, opowiada były premier, poseł SLD Leszek Miller.
Pies i koń to dwa gatunki zwierząt, którym należy się tytuł honorowego człowieka. Gdyby nie współpraca z nimi, dzisiaj ludzkość byłaby na pewno gdzie indziej. Koń ułatwiał człowiekowi przemieszczanie się i wykonywał za niego ciężką pracę, a pies zawsze był wiernym obrońcą.
Serce mi się kraje, kiedy widzę, jak okrutnie ludzie traktują zwierzęta. Niektórzy moi koledzy twierdzą, że ludzi traktuje się czasem jeszcze gorzej, ale czy to usprawiedliwia nieludzki stosunek do zwierząt? Jako człowiek lewicy dbam o dobro ludzi, ale nie zapominam też o czworonogach. Dlatego popieram różne akcje na rzecz poprawy ich losu.
Wspieram działalność Pomorskiej Fundacji Pies Szuka Domu, brałem też udział w akcji „Zerwijmy łańcuchy” organizowanej przez miesięcznik „Mój Pies”. Co prawda nie przypiąłem się łańcuchem do budy, jak moje partyjne koleżanki Joasia Senyszyn i Kasia Piekarska, ale nie chciałem dawać pożywki mediom szukającym sensacji. Nieraz już bowiem moje dobre intencje zostały przedstawione w krzywym zwierciadle, zgodnie z zasadą, że każdy dobry uczynek zostanie na pewno ukarany.
Podczas ostatniej kampanii wyborczej do Sejmu na deptaku w Sopocie podbiegł do mnie sympatyczny psiak. Kiedy wyciągnąłem do niego rękę, od razu wtulił się we mnie i mnie ucałował. Po prostu wyczuł we mnie przyjaciela zwierząt, a w mediach od razu znalazł się komentarz: „Takie zdjęcie na pewno pomoże politykowi SLD w kampanii”. Dawno temu mieliśmy piękną syjamską kotkę Penelopę o granatowych oczach. Zdjęcie z okładki „Vivy!”, na którym kotka siedzi mi na ramieniu, trafiło na wystawę z podpisem: „Miller ma kota”.
Wiejski trolejbus
Już jako dziecku, a wychowywałem się przez pewien czas na wsi pod Żyrardowem, nie podobało mi się, że wiejskie psy trzymane były na łańcuchach. W tamtych czasach nie miały łatwego życia. Zdarzali się wszak gospodarze, którzy mieli lepsze serce. Montowali drut, którego jeden koniec był przypięty do obroży psa, a drugi przesuwał się wzdłuż płotu, trochę jak pantograf trolejbusu. Dzięki temu zwierzak, choć był uwiązany, mógł biegać wzdłuż ogrodzenia.
Dorastałem wśród wielu zwierząt: psów, kotów, krów, koni. Miałem wtedy przyjaciółkę Azę. Był to średnich rozmiarów kundelek, niezwykle łagodna suczka, która oczywiście biegała luzem. Ilekroć gdzieś wychodziłem, zawsze mnie odprowadzała, a po powrocie witała radosnym merdaniem ogona.
Następny pies w moim życiu pojawił się dopiero, kiedy nasz syn miał już kilkanaście lat. Jego poprzednia opiekunka musiała wyjechać i poprosiła nas o zaopiekowanie się swoim pięknym, mądrym dalmatyńczykiem Tropem. Wzruszające były chwile, kiedy wyjeżdżaliśmy do pracy, a on stawał w oknie, żeby nas pożegnać. Niestety cieszyliśmy się nim tylko cztery miesiące. Podczas jednego ze spacerów pobiegł prawdopodobnie za suczką i ślad po nim zaginął.
Yorki zawładnęły naszą rodziną już w 2001 r. Wnuczka Monika namówiła swoich rodziców na kupno psa tej rasy. Terry towarzyszył Monice wszędzie, a że często zajmowaliśmy się nią, stał się także naszym domownikiem. Zabieraliśmy go na weekendowe wypady na Mazury. Leciał z nami nawet samolotem do Rzeszowa, by potem zachwycony biegać po bieszczadzkich połoninach. Okazał się też świetnym kompanem wypraw rowerowych.
Moja nieukrywana sympatia do Terry’ego zainspirowała wnuczkę, żeby sześć lat temu na urodziny sprezentować mi właśnie yorka. Jak się później dowiedziałem, cała rodzina spiskowała, żeby zrobić mi niespodziankę. I się udało. Nie od razu byłem zachwycony takim prezentem, bo uważałem, że mamy już jednego psa, czyli Terry’ego. Suczka miała problemy ze skórą i z początku była nieufna, ale opieka nad nią i wspólne spacery spowodowały, że szybko się zaprzyjaźniliśmy.
Monika zaskoczyła mnie, nadając suczce imię. Nawet zapytałem wnuczkę, jak ona to sobie wyobraża, że jej dziadek, poważny polityk, będzie wołał na psa Lolita albo Lola. Mam jednak poczucie humoru i ostatecznie ani imię, ani to, że pewne zdziwienie budzi silny mężczyzna spacerujący z pieskiem kojarzonym z maskotką, w ogóle mi nie przeszkadza.
Najważniejsza jest więź z psem. Staramy się wychodzić na spacery razem z żoną, bo Lola jest wyraźnie zaniepokojona, kiedy kogoś z nas brakuje, i zwykle po jednej rundce chce wracać do domu. Zadziwia mnie jej inteligencja. Lola nigdy nie była szkolona, zresztą yorki nie lubią przymusu, ale reaguje na wiele słów. Czasem uważnie nam się przysłuchuje i mam wrażenie, że rozumie, o czym rozmawiamy. Kiedyś żona powiedziała, że Lola jest brudna. Patrzymy, a nasza suczka odwróciła się na pięcie i obrażona powędrowała do kojca. Cóż, yorki źle znoszą krytykę. Co innego podziw. Lola jest w siódmym niebie, kiedy mówimy jej, jaka jest mądra i piękna.
Psy tej rasy są wyjątkowo nieszczęśliwe, gdy na jakiś czas rozstają się z opiekunem. Podczas pakowania walizek Lolusia, czując, co się święci, cała drży i nie opuszcza nas na krok. Kiedy szykujemy się do codziennego wyjścia, robi taką minę, jakby już nigdy miała nas nie zobaczyć. A gdy wracamy do domu, przez parę minut tańczy z radości na dwóch łapach. Kocham te psy za to, że są takie czułe i towarzyskie. W jednym przypadku jestem o tę towarzyskość zazdrosny. Mamy kolegę, Augustyna, którego Lola pokochała nad życie. W czasie jego odwiedzin suczka używa wszystkich środków psiego wyrazu, żeby mu okazać swoje uczucie. Obejmuje go, liże po twarzy, siada na kolanach, tańczy wokół niego. Lola – strofuję ją wtedy, licząc naiwnie, że mnie posłucha – co to w ogóle jest, jak możesz, daj spokój!
Czesanie Loli to moja specjalność
Lola jest ważnym członkiem rodziny, jeśli nie najważniejszym, bo wszystko kręci się wokół niej. Cokolwiek planujemy, pierwsze pytanie brzmi: Co zrobimy z Lolą? Zwykle na czas naszej nieobecności ktoś z rodziny przeprowadza się do nas i mieszka razem z Lolą.
Dbamy też o jej wyjątkową urodę, tym bardziej że wśród sąsiadów ma licznych pobratymców tej samej rasy, a uważana jest za najlepszą partię na osiedlu. Kąpiele znosi ze stoickim spokojem, chociaż widać po jej minie, że tak jak wszystkie yorki nie lubi być mokra. Sama kąpiel to zadanie mojej żony Oli. Wycieranie i czesanie to już moja specjalność. Lolusia patrzy na mnie wtedy swoimi wielkimi oczami i kompletnie mnie tym rozbraja.
Lola cięta jak riposty właściciela
Na spacerach wychodzi z Loli niezależny uparciuch. Jeśli ma swoje interesy w innej części osiedla niż my, zawsze postawi na swoim. My chcemy skręcić w lewo, a ona w prawo, więc staje i czeka, aż wymusi na nas zmianę decyzji. Nie prowadzimy jej na smyczy, bo zawsze grzecznie się nas trzyma i tylko czasami odwraca łepek, żeby sprawdzić, czy jest całe stado. Musimy jednak mieć baczenie na spotkania z innymi psami. Choć niewielka, jeśli widzi w pobratymcu – nawet trzy razy większym – wroga, zaczyna ujadać i jest gotowa stanąć w naszej obronie.
Yorki są chyba pozbawione genu strachu. Kiedyś Terry wystartował do większego psa, który nieźle go wytarmosił. Rana nie była groźna, ale wdało się zakażenie i goiła się przez kilka miesięcy. Musieliśmy ją przemywać, odsączać ropę.
Lola – york o lewicowych poglądach
Często, gdy przygotowuję się do wystąpień w Sejmie albo mam do napisania jakiś tekst, Lola leży przy moich nogach albo na biurku. Pomaga mi, jest moim powiernikiem. Zarówno na spacerach, jak i podczas pracy w domu dużo z sobą gadamy, głównie o życiu, to znaczy, ja do niej mówię, a ona cierpliwie słucha. Chociaż niekiedy wydaje mi się, że i ona chce mi coś powiedzieć, bo porusza pyszczkiem, podnosi wargi i się uśmiecha. Jestem przekonany, że gdyby umiała mówić, to dużo by mi powiedziała. Co do jej poglądów politycznych to chyba są podobne do moich, lewicowe, bo tak jak ja broni słabszych.
Wielu posłów ma czworonożnych przyjaciół. W przerwach między obradami zdarza nam się wymieniać uwagi na ich temat. Najczęściej opowiadamy sobie, jak się zachowują nasi pupile, czy śpią z opiekunami w łóżku, czy dostają przy stole smakołyki. Oczywiście każdy uważa, że jego podopieczny jest najinteligentniejszy i najpiękniejszy na świecie, więc i tu, podobnie jak w sprawach politycznych, pojawia się różnica zdań. Generalnie posłowie lubią psy i nie słyszałem, żeby mówili o nich źle. Jedno jest tylko uderzające: właściciele psów patrzą zawsze z wyższością na właścicieli kotów.
Leszek Miller
wysłuchała Paulina Król
Lewicowy pies lewicowego polityka.
OdpowiedzUsuńZgadza się :))
UsuńSunia cudna, polityk nie moja bajka.)
OdpowiedzUsuńA Ja mu życzę powodzenia - lubię go za inteligencje i poczucie humoru:)
UsuńFajny wywiad, wyziera z niego ciepły i ludzki człowiek.
OdpowiedzUsuńWłaśnie. Wywiad przeczytałam z przyjemnością tym bardziej że mój Maciek to też York :)
Usuńsunia jakie miny strzela ;)
OdpowiedzUsuń