W Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie
jest 350 etatów, w tym 12 elektryków, 127 pracowników administracyjnych
oraz 49 sprzątaczek. I 20 kotów.
Policjant patrzy na mnie badawczo i dość niechętnie. Elżbieta
Michalska przekonuje, że to nic osobistego. Taki już jego zawód. Jest
tutaj szefem i najstarszym pracownikiem. Musi pilnować terenu. Ogląda
mnie więc dokładnie, obchodząc ze wszystkich stron. Chwilę później
przyglądają mi się już inni pracownicy. Czarne, białe, szarobure i
łaciate. Jak to koty. Zupełnie zwyczajne. – Żadne tam zwyczajne! To są koty pałacowe –
denerwuje się Michalska. Rzeczywiście, trochę te koty niezwykłe. Bo czy
to zwyczajne, żeby kot miał etat? I to w Pałacu Kultury? Najwyższym
budynku w Polsce, który można zobaczyć na każdej warszawskiej pocztówce i
w czołówkach przynajmniej połowy rodzimych seriali telewizyjnych? W
takim miejscu byle kto pracować przecież nie może.
<
– Zwykły piwnicowy Mruczek tu się nie odnajdzie –
mówi Elżbieta Michalska, od 15 lat zajmująca się pałacowymi kotami.
Podziemia mają powierzchnię kilku tysięcy metrów kwadratowych i miliony
zakamarków. Do ich patrolowania zarząd Pałacu Kultury zupełnie legalnie zatrudnia 20 kotów.
Co miesiąc wypłaca im nawet pensję. Tysiąc zł na 20 pracowników to
znacznie poniżej średniej krajowej, ale na kurczaka, suchy pokarm,
żwirek i prowadzenie polityki świadomego macierzyństwa, jak nazywa się
tutaj sterylizację kotów, wystarcza.
Zakres służbowych obowiązków zwierząt jest dość wąski. Mają chronić piwnice przed gryzoniami. Stanowisko jest jednak obarczone dużą odpowiedzialnością,
bo w pałacowych podziemiach ciągną się kilometry rur i światłowodów.
Jakby się między nimi jakiś szczur zadomowił i, nie daj Boże, światłowód
przegryzł, to cały Pałac by zgasł. A on się przecież musi świecić na
okrągło. Co prawda w pałacu szczurów nie ma od dawna, ale jak przekonuje
opiekunka zwierząt, dzieje się tak właśnie dzięki obecności kotów.
Pracę więc mają głównie prewencyjną, ale jeśli jakiś gryzoń się w
budynku pojawi, to Michalska nie chciałaby być w jego skórze. Widziała
kiedyś na własne oczy, jak koty takiego szczura zamęczają. Zrobiło jej
się nawet żal, a przecież gryzoni nie lubi.
I nie chodzi tu wylacznie o jeden palac kultury. Bez stalej obecnosci kotow w naszym zyciu, juz dawno zdominowalyby nas i pozarly szczury...
OdpowiedzUsuńNiestety wiele jest podłych ludzi którzy wysypują trutki w piwnicy :)
UsuńMogłabym pracować jako opiekunka tych kotów! :)))
OdpowiedzUsuńNawet fajnie tam mają. Widać że ta pani bardzo je kocha :)
UsuńUwielbiam czytać Twoje artykuły! Zawszy wygrzebiesz jakąś świetną ciekawostkę ;) Nie zawsze zostawiam komentarz - więc wybacz ;)
OdpowiedzUsuńNie szkodzi - dziękuję że zaglądasz :)
Usuńoo nie wiedziałam że coś takiego miejsce :-) super :-)
OdpowiedzUsuńUważam, że w każdym budynku powinien być zatrudniony mniejszy lub większy koci patrol :-)
Jestem za :)
UsuńPojęcia nie miałam że są takie pałacowe koty:o Zaskakująca wiadomość,ale bardzo odpowiedzialne i potrzebne zadania mają:)
OdpowiedzUsuńWszyscy je lubią i jeszcze im płacą :)
Usuńkto by pomyslal, ze sobie kotki w palacu mieszkaja:)
OdpowiedzUsuńSuper pomysł i dobrzy ludzie :)
UsuńBardzo ciekawy post :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńWłasnie - mogliby inni brać przykład :)
OdpowiedzUsuńhehe ciekawe jakie maja za to wynagrodzenie kociaki :D
OdpowiedzUsuń1000 na 20 kotów miesięcznie :)
UsuńChodziłem tam kiedyś jak byłem dzieckiem :) a kotów - nigdy nie widziałem :P
OdpowiedzUsuńMoże już wtedy zostały przeniesione na najniższe kondygnacje :)
Usuńnie wiedziałam, że są tam kociaki - ale suuuper ! :)
OdpowiedzUsuńSuper - świetny pomysł - koty są pożyteczne wić skorzystali z tego - powinni wszyscy brać z nich przykład :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńŚwietnie,że napisałaś o tych pałacowych kotach pracujących. Może da to do myślenie tym,którzy zamykają na głucho piwniczne okienka a potem lamentują,że szczury nie tylko biegają po piwnicy ale wychodzą na klatki. Tam,gdzie jest kot szczurzyca nie zrobi gniazda.Parę lat temu,kiedy koty pomieszkiwały w piwnicy jakiś idiota wyłożył trutkę,zatruły się wszystkie.Od tamtej pory zbieram i niszczę trutkę,chociaz koty już do piwnicy wstępu nie mają.Gdyby wiedziały o tym bogobojne matrony i ich mężusiowie dla których kot to wróg nr.1 niechybnie urwałyby mi głowę przy samych piętach.
OdpowiedzUsuńI bardzo dobrze robisz :) Tak trzymać :)
OdpowiedzUsuńA to dopiero- pałacowe koty ;) Super artykuł napisałaś :)
OdpowiedzUsuńTo nie Ja - artykuł znalazłam w tygodniku Newsweek :)
Usuńpomijając że pomysł jest naprawdę dobry to... mogłabym tak pracować chyba :p "opiekunka kotów pałacowych" :D
OdpowiedzUsuńMyślę że to fajna praca :)
UsuńPodobno te koty nie wychodzą z podziemi,spędzają tam całe zycie.Jesli to prawda to jest to przysłowiowa łyżka dziegciu w beczce miodu.Przypomniał mi się Łysek z pokładu Idy.
OdpowiedzUsuń