poniedziałek, 25 listopada 2013

Pod kocią ochroną



 

 

 

W Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie jest 350 etatów, w tym 12 elektryków, 127 pracowników administracyjnych oraz 49 sprzątaczek. I 20 kotów.

 



Policjant patrzy na mnie badawczo i dość niechętnie. Elżbieta Michalska przekonuje, że to nic osobistego. Taki już jego zawód. Jest tutaj szefem i najstarszym pracownikiem. Musi pilnować terenu. Ogląda mnie więc dokładnie, obchodząc ze wszystkich stron. Chwilę później przyglądają mi się już inni pracownicy. Czarne, białe, szarobure i łaciate. Jak to koty. Zupełnie zwyczajne. – Żadne tam zwyczajne! To są koty pałacowe – denerwuje się Michalska. Rzeczywiście, trochę te koty niezwykłe. Bo czy to zwyczajne, żeby kot miał etat? I to w Pałacu Kultury? Najwyższym budynku w Polsce, który można zobaczyć na każdej warszawskiej pocztówce i w czołówkach przynajmniej połowy rodzimych seriali telewizyjnych? W takim miejscu byle kto pracować przecież nie może. 




<



– Zwykły piwnicowy Mruczek tu się nie odnajdzie – mówi Elżbieta Michalska, od 15 lat zajmująca się pałacowymi kotami. Podziemia mają powierzchnię kilku tysięcy metrów kwadratowych i miliony zakamarków. Do ich patrolowania zarząd Pałacu Kultury zupełnie legalnie zatrudnia 20 kotów. Co miesiąc wypłaca im nawet pensję. Tysiąc zł na 20 pracowników to znacznie poniżej średniej krajowej, ale na kurczaka, suchy pokarm, żwirek i prowadzenie polityki świadomego macierzyństwa, jak nazywa się tutaj sterylizację kotów, wystarcza.




Zakres służbowych obowiązków zwierząt jest dość wąski. Mają chronić piwnice przed gryzoniami. Stanowisko jest jednak obarczone dużą odpowiedzialnością, bo w pałacowych podziemiach ciągną się kilometry rur i światłowodów. Jakby się między nimi jakiś szczur zadomowił i, nie daj Boże, światłowód przegryzł, to cały Pałac by zgasł. A on się przecież musi świecić na okrągło. Co prawda w pałacu szczurów nie ma od dawna, ale jak przekonuje opiekunka zwierząt, dzieje się tak właśnie dzięki obecności kotów. Pracę więc mają głównie prewencyjną, ale jeśli jakiś gryzoń się w budynku pojawi, to Michalska nie chciałaby być w jego skórze. Widziała kiedyś na własne oczy, jak koty takiego szczura zamęczają. Zrobiło jej się nawet żal, a przecież gryzoni nie lubi.

 

 

29 komentarzy:

  1. I nie chodzi tu wylacznie o jeden palac kultury. Bez stalej obecnosci kotow w naszym zyciu, juz dawno zdominowalyby nas i pozarly szczury...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety wiele jest podłych ludzi którzy wysypują trutki w piwnicy :)

      Usuń
  2. Mogłabym pracować jako opiekunka tych kotów! :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet fajnie tam mają. Widać że ta pani bardzo je kocha :)

      Usuń
  3. Uwielbiam czytać Twoje artykuły! Zawszy wygrzebiesz jakąś świetną ciekawostkę ;) Nie zawsze zostawiam komentarz - więc wybacz ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. oo nie wiedziałam że coś takiego miejsce :-) super :-)
    Uważam, że w każdym budynku powinien być zatrudniony mniejszy lub większy koci patrol :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Pojęcia nie miałam że są takie pałacowe koty:o Zaskakująca wiadomość,ale bardzo odpowiedzialne i potrzebne zadania mają:)

    OdpowiedzUsuń
  6. kto by pomyslal, ze sobie kotki w palacu mieszkaja:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Własnie - mogliby inni brać przykład :)

    OdpowiedzUsuń
  8. hehe ciekawe jakie maja za to wynagrodzenie kociaki :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Chodziłem tam kiedyś jak byłem dzieckiem :) a kotów - nigdy nie widziałem :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może już wtedy zostały przeniesione na najniższe kondygnacje :)

      Usuń
  10. nie wiedziałam, że są tam kociaki - ale suuuper ! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super - świetny pomysł - koty są pożyteczne wić skorzystali z tego - powinni wszyscy brać z nich przykład :)

      Usuń
  11. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetnie,że napisałaś o tych pałacowych kotach pracujących. Może da to do myślenie tym,którzy zamykają na głucho piwniczne okienka a potem lamentują,że szczury nie tylko biegają po piwnicy ale wychodzą na klatki. Tam,gdzie jest kot szczurzyca nie zrobi gniazda.Parę lat temu,kiedy koty pomieszkiwały w piwnicy jakiś idiota wyłożył trutkę,zatruły się wszystkie.Od tamtej pory zbieram i niszczę trutkę,chociaz koty już do piwnicy wstępu nie mają.Gdyby wiedziały o tym bogobojne matrony i ich mężusiowie dla których kot to wróg nr.1 niechybnie urwałyby mi głowę przy samych piętach.

    OdpowiedzUsuń
  13. I bardzo dobrze robisz :) Tak trzymać :)

    OdpowiedzUsuń
  14. A to dopiero- pałacowe koty ;) Super artykuł napisałaś :)

    OdpowiedzUsuń
  15. pomijając że pomysł jest naprawdę dobry to... mogłabym tak pracować chyba :p "opiekunka kotów pałacowych" :D

    OdpowiedzUsuń
  16. Podobno te koty nie wychodzą z podziemi,spędzają tam całe zycie.Jesli to prawda to jest to przysłowiowa łyżka dziegciu w beczce miodu.Przypomniał mi się Łysek z pokładu Idy.

    OdpowiedzUsuń