sobota, 9 sierpnia 2014

No to teraz mi dokopiecie






Rudi uwielbia leżeć na parapecie , a Cebula  uwielbia chodzić po krawędzi balkonu . I zawsze jak krzyczę WRACAJ patrzy na mnie tak jak by myślał - No pewnie he he już zejdę - Wal się he he. Kiedyś chciałam go zdjąć , ale wpiął mocno pazury i musiałam z całej siły ciągnąć żeby go odczepić. I wtedy pomyślałam że kot nie jest głupi - sam sobie też potrafi zapewnić bezpieczeństwo - co nie znaczy że nie spadnie. Cebula to jest taki cholernik że tfu tfu - jemu raczej się nic nie stanie bo to cwaniak ,spryciarz i jest taki mocny - inny od moich kotów. Chociaż biały Marcyś najbardziej delikatny też się parę razy przeszedł . Tusia - nie - bo ona jak raz w roku wyjdzie na balkon to trzeba klaskać i się cieszyć że panienka raczyła nas zaszczycić. 








 



Wiem że teraz każdy ma siatkę. Ale Ja mam koty od 30 paru lat i nigdy moim kotom nic się nie stało . Kiedyś nikt nie wiedział że coś takiego jak siatka istnieje. Dopiero jak się ustrój zmienił zaczął się szał na jedzenie suche, mokre,siatki i inne cuda. Kiedyś kotom dawało się surowe mięso a jak ktoś nie miał to dawał to co miał i jakoś koty nie chorowały i miały się dobrze. Wiem o tym bo moje zawsze były zdrowe i umierały ze starości. Jeden tylko umarł na raka , ale to 8 lat temu i mówiono mi że to pewnie przez jedzenie np. suche itd. Przez 20 lat mieszkałam na 11 piętrze - miałam balkon i zawsze 2 koty. Jeden - o czym dowiedziałam się póżniej przechodził codziennie z balkonu po parapecie na balkon sąsiadki  która też miała koty i zaglądał do jej kuchni i wyjadał jej kotom jedzenie. Ona o tym nie wiedziała bo była w pracy - Ja też bo byłam w pracy. Kiedyś wróciła wcześniej i się wydało. Śmiałyśmy się że z mojego kota taki cwaniak. Pózniej jak wychodzilam z domu zaczęłam zamykać balkon.








 



Wiem że przypomnicie mi że Cebula już kiedyś wyskoczył z balkonu i szukałam go parę dni - w końcu sam wrócił. Ale po dłuższym zastanowieniu pomyślałam że on raczej uciekł drzwiami. Ja wtedy często rozmawiałam na klatce z sąsiadką i musiałam nie zauważyć jak się wymknął. Bo jakby wyskoczył z balkonu pewnie by mu się coś stało. A on jak wrócił był cały i zdrowy.







 





A Rudi jest zapatrzony w Cebulę - bardzo długo go obserwował , ale też widział że na niego krzyczę więc jak w końcu zrobił sobie wyprawę po krawędzi balkonu a Ja powiedziałam WRACAJ od razu pomału wrócił.







 


I na koniec powiem Wam że bardzo Was lubię , ale zauważyłam że odkąd zaczęłam pisać bloga zaczęły się moje rozterki - czy daję dobre jedzenie , czy mam siatkę  - ostatnio nawet wydzwaniałam jak głupia pytając o cenę i doszłam do wniosku że mnie na to nie stać. Wcześniej żyłam sobie spokojnie bez stresu i moje koty też. Teraz latam po mieszkaniu jak jakaś nawiedzona i krzyczę WRACAJ , TU NIE WOLNO, jestem w sklepie to myslę Ło jesu czy to jedzenie jest dobre ?? Obłęd . Oczywiście na szczęście jest Was więcej które nie pouczają i nie są wyjątkowo przeczulone na punkcie swoich zwierząt. Na blogach to jeszcze nic . Gorzej jest na Facebooku. Jest taka strona Rasowe bez domu. Czasami ogłaszają się tam osoby które chcą oddać psa lub kota. Często mają poważne powody np. pojawiło się w domu małe dziecko - pies jest zazdrosny i rzuca się na dziecko , chce gryść i co ?? Ludzie zamiast udostępniać to udostępnień zero ale wyrzywka na tej osobie obrzydliwa. Że niech odda dziecko i takie tam. Ale nie pomyślą że lepiej tak niż wywieść do lasu albo zostawić na ulicy. Tego w necie jest bardzo dużo - a Ja gdy wchodzę na inne blogi nigdy nikogo nie pouczam - wydaje mi się że nie mam do tego prawa i odwagi  - trzymam się takie zasady.

ŻYJ I DAJ ŻYĆ INNYM. 








6 komentarzy:

  1. Musisz sama wiedziec, co robisz i czy to jest dobre dla Twoich zwierzat.
    Piszesz, ze kiedys bylo inaczej, zgoda, ale kiedys byla tez inna swiadomosc spoleczenstwa w stosunku do zwierzat, medycyna weterynaryjna stala na innym poziomie, psom dawalo sie kosci od kury, a kotom krowie mleko. Nikt sie specjalnie zwierzetami nie przejmowal, bo nie bedzie tego, bedzie inny. Mozna tak nadal postepowac, zreszta na wsiach nikt sie z inwentarzem nie cacka, szczenieta i kocieta topi sie w wiadrze, zamiast wysterylizowac samice.
    To, ze jak dotad nigdy nic sie nie przydarzylo, nie swiadczy o tym, ze tak bedzie zawsze. Mialas szczescie po prostu.
    Nasza Miecka tez wychodzila na balkony, a byly one znacznie bezpieczniejsze od Twojego, bo mialy szeroka betonowa porecz. Nie uchronilo to kota przed upadkiem z 2 pietra, a pozniej zmagalam sie z atakami epileptycznymi u Miecki.
    Przeciez nikt nie bedzie Cie zmuszal do zakladania siatek. Tyle, ze leczenie kosztuje znacznie wiecej. Niepotrzebnie sie oburzasz, ze ktos Cie "poucza". I tak w koncu zrobisz jak zechcesz, Twoj balkon, Twoje koty i nikomu nic do tego.
    Ja zycze Ci tylko, zebys nadal miala takie szczescie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja świadomość się nie zmieniła - zawsze dbałam o moje zwierzęta.Kiedyś kupowałam mięso wołowe , cielecine i kroiłam w drobniutką kosteczkę. Póżniej przerzucilam się na suche i mokre - nowocześnie - tylko nie wiadomo czy zdrowo bo tak do końca nie wiadomo co w tym pieknie opakowanym jedzonku jest. Medycyna weterynaryjna może była na słabszym poziomie , ale lekarze byli z prawdziwego zdarzenia - kochali zwierzęta a leki były takie same. Jak mój Kamil zachorował na raka to ci lekarze z medycyna na wysokim poziomie - oszukali mnie - i wymęczyli chorego kota - codziennie wymyślali różne badania,prześwietlenia, zastrzyki itd. Póżniej dowiedziałam się że wystarczyło zrobić jedno badanie i oni na pewno o tym wiedzieli ale chcieli naciągnąć mnie na kasę i naciągnęli na ponad 2 tysiące a mogłam zapłacić za to badanie 150 zł Zwodzili mnie - przez dwa tygodnie przyjeżdzałam taksówką z Ząbek do Warszawy do "najlepszej kliniki dla zwierząt" niech ich cholera weżmie. Także ta Twoja nowoczesność bokiem mi wychodzi. Wychodzi na to że za komuny moje koty lepiej jadły i były lepiej leczone mimo że byli na niższym poziomie. Jak się zmienił ustrój człowiek się rozleniwił bo łatwo kupić suche i mokre niż przygotować normalne jedzenie i kiedyś zwierzęta tak nie chorowały jak kiedyś - pewnie przez to nowoczesne jedzenie. Inna świadomość ?? jak ktoś kochał zwierzęta tak samo dbał o nie kiedyś jak teraz - bo co to za różnica?? że siatki kiedyś nie miały w oknach to znaczy że dbali o zwierzęta mniej ? jakieś głupoty. A na wsi ?? też jest różnie - to zależy od ludzi . Jedni się nimi nie przejmują a inni tak - nie można wrzucać wszystkich do jednego wora

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem Ci, że w niektórych przychodniach wet. to wymyślanie setki badań mnie też doprowadza mnie do szału. Moja wetka zbadała ogon mojej kocicy palcem, stwierdziłam że jak boli na końcu, to znaczy, że nerwy tam nie zostały przerwane. Przecież to logiczne.
      A w przychodni z kotem mamę (mnie nie było) chcieli na siłę zmusić do zrobienia serii badań, w tym RTG i badań krwi i nie wiem, czego jeszcze. Koteczka dostała zamiast tego serię antybiotyków i leków przeciwbólowych. Ogon dawno zrośnięty, a o bólu zapomniała na drugi dzień. I obeszło się bez tych wszystkich kosztownych badań. A i tak same te leki zastrzyki kosztowały ponad 250 zł.
      Ludzie, zanim ja tyle wydam na własne leczenie to się zastanawiam i czasem szukam taniej! Nie dajmy się zwariować. Kocham moje zwierzaki, ale nie może być tak, że one są ważniejsze ode mnie. A ostatnio mi się nie przelewa i oszczędzam sama na wszystkim, ale jedzenie jednak im kupuję takie, jakie lubią, ale też bez przesady. Musi być zachowana jakaś równowaga.
      Trzymaj się!

      Usuń
    2. No właśnie Ja po prostu nie wiedziałam że te badania są nie potrzebne. Teraz już wiem o wiele więcej i nie dam się oszukać. Po tym badaniu - ostatnim od razu wykazało że mój kot ma raka i to już nie do leczenia a oni mnie tak zwodzili i umęczyli biednego kota a Ja potem go męczyłam dalej bo nie mogłam znieść tego że go nie będzie i dawałam mu kroplówki żeby mu przedłużyć życie i umarł sam w ciągu dnia kiedy Ja się zdrzemnęłam - teraz wiem że powinnam go uśpić

      Usuń
  3. Gdybym mieszkała na wyższym piętrze i miała tam kota, pewnie jednak zainwestowałabym w siatkę, bo co się będę denerwować. Tam u Ciebie nie widzę, żeby było aż tak wysoko, chociaż jak pisze Panterka, kot może mieć problemy i po upadku z 2 piętra.
    Myślę, że z hejtem i doradzaniem na siłę wszystkim, którzy mają zwierzaki jest tak: czasem ktoś zachowa się skrajnie nieodpowiedzialnie i ktoś, kto kocha zwierzaki, oburza się i potem tępi już u podstaw każde podobne zachowanie.
    Ja też nie krytykuję innych ani na blogach, a ni na FB, bo mi się zwyczajnie nie chce wchodzić w dyskusję.
    Zakładam, że każdy ma swój rozum. Jakby co napiszę, co ja bym zrobiła i że może trzeba uważać, bo jest tak czy siak albo znam taką historię, która przydarzyła się komuś znajomemu.
    pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem tak - od kiedy zaczęłam pisać bloga dowiedziałam się że są jakieś siatki - wcześniej tego nie wiedziałam i moi znajomi też kociarze też chyba nie wiedzą bo nikt takowych nie ma. Nigdy żadnemu nic się nie stało - wokół znam wielu ludzi ktorzy mają zwierzęta i też nie słyszeli o wypadkach a jak słyszeli to na FB gdzie ciągle coś się dzieje a jeszcze jak inni tą samą wiadomość powielają to się wydaje że w kazdym mieście na kazdej ulicy był wypadek. Ja moze bym tą siatkę założyła ale od jakiś 2-3 lat niezbyt mi się wiedzie , czasami brakuje mi na opłaty i muszę prosić córki o pomoc. Więc jeśli mam wybrać żarcie ,opłaty czy siatka to wybieram żarcie. I pewnie ktoś powie że trzeba być odpowiedzialnym i nie brać zwierząt bo nie mogę zabezpieczyć okien ?? to głupio mówi bo np Rudzika wziełam z ulicy - pewnie dawno by nie żył a tak ma wszystko - Cebulę przyniosła mi córka bo ktoś chciał go wyrzucić z domu - moje zwierzeta maja zycie jak w Madrycie i bez siatki

      Usuń